środa, 25 marca 2020

O największej idiotce jaką poznałam.


Nie trzeba być orłem, (ba! można być nawet leniwym), żeby pamiętać początek „Pana Tadeusza”:

Tymczasem, przenoś moją duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,
Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, na niej zrzadka ciche grusze siedzą.

Nastały takie czasy, że najczęściej wypowiadanym słowem na „K” jest koronawirus. Zakładam, że macie sporo czasu wolnego, dlatego posłuchajcie wersji Inwokacji zaadaptowanej na potrzeby zarazy naszego pokolenia.

Tymczasem przenoś mą duszę utęsknioną
Do tych szlaków tatrzańskich, do tych łąk zielonych,
Szerokich plaż piaszczystych nad Bałtykiem rozciągnionych.
Do tych twarzy malowanych uśmiechem rozmaitem,
Wobec których wirus odwrócił mnie odbytem.
Przed którymi stanę wkrótce w sukni biała,
Gdzie z panieńskim wieczorem stanie mi się obca każda inna pała.
Bo (informacja dla tych, co nie wiedzą),
Że w roku panieńskim stanę za małżeńską miedzą.
Wtem zaproszenia ślubne powinnam rozwozić,
A nie siedzieć w domu i obiadki robić.
Brakuje mi łyżew, basenu i whisky,
Lecz mam górę papieru i paprykarz szczeciński.
Nie wytrzymuję, na łeb już  dostaję,
Mam dość połączeń z bliskimi "skajpajem".
A jakże odwiedzać Rodzinę chcę niesłychanie!
(Tym bardziej, że ostatnio paliwo jest tanie).
Krewnych przytulać, przyjaciół i bliskich,
Obdarzać uśmiechem… Brakuje mi wszystkich.
Choć obok Narzeczon (i chwała Mu za to!),
Że zdzierża mój byt na diecie kato.
Izby sprzątnięte, remonty zrobione,
Czy w tym ciężkim czasie zechce mnie za żonę?
Plus tego jest taki, że przy wątłej wierze
Codziennie klękam i odmawiam pacierze. 
Bo ileż można, Czytelnicy moi mili,
Rozwiązywać krzyżówki i oglądać telewizyi?
Spacerów nie można, ot - smutni rodacy,
Jedyne co można to do pracy i z pracy.
Rodzicieli facjaty stroskane, stęsknione,
Kolejne jednostki gawiedzi zarażone.
A mnie chce się żywota w całej rozciągłości;
Śmiać głośno i tańczyć, zapraszać gości.
Na dłonie swe łożyć nowe elementy konfekcji,
A nie rękawiczki z lateksu, środki do dezynfekcji.
Zakupów on-line – ileż można tworzyć?
Czemuż mi przyszło owych czasów dożyć?
Jam jest w kwiecie wieku (w katolickim obrządku),
Poznawać chcę kraju pełnych uroku zakątków.
Gdzie żubr w puszczy wyje i rośnie dziewanna,
Lecz nie pozwala na to idiotka KWARANTANNA.


Bądźcie zdrowi! :)

wtorek, 22 maja 2018

Polska spiekła ROD-em

25. maja do Europy wkracza przepis RODO;
Nie będzie można danymi rozrzutnie się posługiwać.
I tak myślę: jak teraz Zbyszko z Bogdańca i waran z Komodo
Po wcieleniu tej ustawy będą się nazywać?

Skąd będę wiedziała jeżdżąc autobusami,
Że babę za mną swędzi ucho, bolą nogi i trzustka?
Baba zawsze siedziała za moimi plecami,
Teraz jej  nie poznam - będę myśleć, że oszustka.

Bo nowe przepisy prawa każą mówić nam ciszej,
Więc nie usłyszę jak tłumaczy krowie na rowie
O co chodzi w jej wysypce i co to jest "liszej".
Zacznę odtąd poważnie martwić się jej zdrowiem.

Jeśli w mięsnym spodoba mi się metka lub szynka
(A mięsnego tego jestem stałym bywalcem),
To nie usłyszę, że poleca je szczerze pani Halinka.
Będę musiała ocenić sama. Językiem albo palcem.

Portale plotkarskie już się zamykają
Jak sklepy w niedziele od Sopotu po Kozią Wólkę.
Wszystkie plotki jak w studnię nagle przepadają.
Skąd mam wiedzieć, czy Kuba znów kocha Renulkę?

Personalizacja biżuterii jak mur berliński upadnie.
Nike ID już w żałobie - nie sprzedadzą się kicksy.
W Starbucksie podadzą mi kawę jak zawsze ładnie
Lecz zamiast imienia na kubku - będą cztery iksy.

Skończy się chwalenie rodziną i tripami na facebooku,
Koniec zdjęć grupowych z komunii, urodzin czy odpustu.
Dumni dziadkowie będą musieli zakrywać twarze wnuków,
Ubędzie komentarzy, ilość lajków spadnie do dwustu.

Na biurku w miejscu pracy leżały dokumenty,
Od teraz będą mogły jedynie kartki białe.
Umowy użyczenia aut, wnioski o przyznanie renty
Będę musiała zasłaniać swoim własnym ciałem.

Nikt w pracy nie krzyknie z oddali:
"Magda! Chodź bliżej bo ten rudy klient czeka!".
Będzie musiał ten ktoś najpierw przejść przez pół hali
I powiedzieć szeptem: "Podejdź proszę do człowieka".

A telefon gdy zadzwonił (a telefon moim bratem),
To przedstawiałam się zawsze z imienia i nazwiska.
Teraz ludzie będą myśleli, że gadają z automatem.
Nie powiem, że to ja choćby buldożerem naciskał.

A gdy urlop nadejdzie w końcu upragniony
To pocztówki nie mogę wysłać z muszelką,
Bo będzie na niej czyjś adres nieutajony
Aferę na poczcie rozpętam wielką.

I chodząc po plaży, chcąc kurczaka z rożna
Pani spyta z kim będę raczyła się kurczakiem.
Nie przyznam się z kim, bo przecież nie można.
I nie zjem ptaszyska - obejdę się smakiem.

Będąc na podwórku (takie też mają mieszczuchy)
Nie spytam "co słychać?" sąsiada zza miedzy.
Będzie musiał udawać, że od wczoraj jest głuchy;
Nie dowiem się jak się czuje - będę żyła w niewiedzy.

Chcąc sprzedać coś na allegro i trafić do ogółu
(Np. nowe buty lub szczotkę z miękkim włosiem)
Nie będę mogła podać więcej szczegółów,
Że raz założone i rozmiar trzydzieści osiem.

Jak tu rozmawiać z ludźmi? O co pytać można
W tym nowym świecie tajemnicą owianym?
Chyba w samotności zjem tego ptaka z rożna
I skorzystam z prawa do bycia zapomnianym.

niedziela, 4 września 2016

Toruń moje miasto.

Teraz jest ta cudowna luka w sezonie,
Kiedy Toruń niemieckim turystą się nie ściele,
A w studentach miasto jeszcze nie tonie
I można iść na spacer z przyjacielem.

„Spacer” w cudzysłowie bo użyjemy polo,
(Mimo, że od września są bilety czasowe).
Chyba, że są tacy co pieszo obejść wolą,
Ale do tego potrzebne są buty milowe.

Biorę Cię na wycieczkę i parking testuję
W strefie A, bo zaczynamy podróż od Starówki.
Mam nadzieję, że dobrze tutaj się poczujesz;
Kupisz smoka na sznurku, miecz i pocztówki.

Nie bierzemy przewodnika (choć jest taki jeden,
Co ma sto lat pracy w zawodzie i chwała jemu!
Nawijkę ma lepszą niż Małpa czy Tede),
Ale pozwól, że my pójdziemy po swojemu.

Chwyć mnie za rękę i nie zerkaj niżej nóg,
Patrz w górę podziwiając piękne kamienice,
A jak się potkniesz to przynajmniej o porządny bruk,
Który skrywa niejedną średniowieczną tajemnicę.

Przed nami pomnik Kopernika - panicza,
Co trzyma astrolabium i szata mu zwisa,
Ale nas ponosi na lody do Lenkiewicza,
Gdzie dają gałki wielkości piłki do tenisa.

Możemy wejść do Doppio jeśli ci mało.
(Lokalna świątynia lodów naturalnych)
Żebyś poczuł, żeś jest w Toruniu i wszystko grało,
Polecam te o smaku wafli teatralnych...

Chwyć tę pyszność w rękę, idziemy w trasę.
Jeśli masz lęk wysokości to odmawiaj pacierze,
Bo zapraszam cię (bilet za niewielką kasę)
Na punkt widokowy – ratuszową wieżę.

Spójrz w niebo, lecz zaraz daj głowę niżej;
Widać rzekę, Rubinkowo oraz lewy brzeg,
Ogródki na tarasach kamienic tych bliżej.
Schodzimy na dół, wrzucamy drugi bieg.

Za rogiem pierniki, do których Polska wzdycha.
W pudełku w kształcie Krzywej Wieży lub Ratusza.
A nuta porzeczkowa? Mmmm ale pycha!
Zgłodniałeś? Na ulicę Kebabową wyruszaj.

Hyc w stronę Rynku Nowomiejskiego,
Z lewej eNeRDe (sie ma, chłopaki!)
Ta szafa to fasada Baja Pomorskiego
A my w dół na bulwar, gdzie beton i krzaki.

Tu doskonale widać Królową Rzek,
Barkę na której buja i krzyżackie mury,
A także jakże przyjazny drugi brzeg.
Dosyć łażenia, wracamy do fury.

Trafimy na Barbarkę, (a że nie ma wakacji,
To oczy odpoczną i szare komórki przewietrzą).
W kontakcie z Naturą jest tu mnóstwo atrakcji
I do dziś nie wiem która z nich jest tą najlepszą?

Póki silnik nie wystygł, a mam jeszcze wenę,
Pokażę zachodni Toruń – motoryzacyjną mekkę:
Tor kartingowy, do rallycrossu i Motoarenę
Będąc tutaj, zawsze noga jedna z drugą mięknie.

Zawiesiłam się myśląc o tym co się tu dzieje,
Warkot silników, zapach spalin, widok tych panów…
A że nie byłoby cię tutaj gdybyś nie był przyjacielem,
To zaprezentuję jeszcze ostatni punkt programu.

Bo tam hen za mostem, gdzie dworzec PKP stoi,
Musimy skręcić w lewo i wjechać w Majdany
Widok staromiejskiej panoramy serce me koi,
Dlatego lewa strona Wisły jest lepsza, Kochany!





środa, 20 kwietnia 2016

"Wszystko bez pieniędzy to ...."

Pieniądze szczęścia nie dają. Sraty pierdaty. Oszczędzanie też nie, ale dzięki niemu są pieniądze. Polecam oszczędzać na czymś, czego się nie ma po to, żeby mieć coś innego. Przeczytajcie w jaki sposób :)


Powiedziano mi dziś, że jestem lekkoduchem,
Że w nosie zamiast much mam jedną wielką muchę.
A w głowie fiu bździu. I że jestem lujem.
I że kupuję rzeczy, których nie potrzebuję

Za pieniądze których nie mam. (To akurat prawda).
I tak słucham sobie tych oszczerstw. Ja – Głos Magda.
A może mają rację? Włączam awanturnictwo.
Bo że biedna owszem, lecz bogate mam słownictwo.

Co ja mogę, że choć ponoć nadaję się na żonę,
Bardziej niż z Tym Jedynym, jestem zżyta z iPhone`m?
Że mam lansiarskie oprawki bo niedowidzę na oko,
Że na razie jeżdżę polo, lecz planuję scirocco?

Mimo, że jestem rocznik z końcówką eighty eight,
Bardziej niż rodzina, marzy mi się Kitchen Aid.
A radość każdego miesiąca (i to wielką!)
Sprawia mi nowe ze sportowymi butami pudełko.

Ktoś by powiedział: „i gdzie tutaj nędza?!”
Ba! Zaraz opowiem Ci na czym oszczędzam :)
Wyciskam sok z żywych jabłek (naprawdę! bez kitu!)
Zamiast kupować codziennie ten drogi z Marwitu.

W Marche na wagę zamiast pół kilo kapusty,
Biorę zupę za czwórkę jako symbol rozpusty.
I też nie codziennie, a raczej od święta,
Bo z reguły o kanapkach z pasztetem pamiętam.

Księdzu na sumie nie wrzucam pięciu dych,
W klubie piję ciecz z kranu, nie zamawiam łych.
W takim układzie zamiast wracać taksówką,
Do domu transportuję się własną polówką.

Kąpię się rzadko, bo woda też droga.
Trzaskam trasy rowerem, że olaboga!
Właśnie! Za rok i to nim przyjdzie lato
Za oszczędności nabędę Electrę siodłatą.

Chusteczki jednorazowe to strata pieniądza.
Połykam katar. Jeśli o skąpstwo mnie posądzasz,
Używam jednej tak długo aż się rozpuści.
Ciało zamiast balsamem, można smalcem natłuścić.

Nie częstuję nigdy swym pokarmem dokoła;
Wypatruję za to innych wzrokiem sokoła.
Uśmiecham się i mówię „weeeź daj jednego!”
A gdy ktoś mi nie daje, to przestaje być kolegą.

Wiadomo nie od dziś, że najlepsze są cudzesy.
Palą się bez żalu.. mmm… delikatesy!
Piszczę z radości jak kogoś stać, żeby stawiać.
Nie wypada z grzeczności takiemu odmawiać.

Kradzione nie tuczy, dlatego mało ważę.
Ziemniaki zamiast w Almie, kupuję na bazarze.
Tu grosik jestem winna, tam znowu i super!
Naciułam tych groszy aż zbierze się kufer.

Lecz najwięcej oszczędzam hamując przed radarem,
Unikam mandatów oszałamiając swym czarem.
I dzięki temu mam 300 złotych w suchym
Na dwudzestą parę sneakersów! (to takie buty).

poniedziałek, 15 lutego 2016

po-D(n)IETA

Od Nowego Roku miał być szlus. Nie było. Po drodze blue monday - też nie pomógł w rezygnacji ze słodyczy (tak samo jak A, M i R, którzy jak nie drożdżówką, to ciasteczkami umilali dzień w pracy). Fat Thursday w ogóle kaplica. Liczyłam na Walentynki, ale weź zrezygnuj z pitnej czekolady z bitą śmietaną i malinami spod ręki przystojnego Mistrza Kuchni ;)
Ale wróciłam do domu, mam tu swoją Wasę i Almette, wszelkie Pokusy (niestety) poza Toruniem. Zaciskam pięści i żalę się wszystkim:

W tłusty czwartek cukiernie miały żniwa,
więc teraz właściciele obchodzą dożynki.
Ja też już któryś dzień zdrowo się odżywiam
i również dożynam - "skalpelem" do odcinki.

Postanowiłam, że w poście schudnę
I będę miała sylwetkę jak passat.
To nie może być takie trudne;
Wystarczy wdrożyć kilka zasad:

Smalec zastąpię olejem lnianym,
Nad łóżkiem powieszę: "keep calm and fight!"
Każdy poranek będzie udany,
Bo zacznę go twarożkiem light.

Odstąpię od masła czy innej Palmy,
A za połowę z każdej wypłaty
Będę waliła szpagaty do Almy,
By wydać ją na tonę sałaty.

Kupię też szpinak, wymieszam z jarmużem,
Zrobię z nich koktajl i zjem czarnuszkę.
Podzielę na porcje: 5 dziennie, nieduże
(Wciąż pamiętając o frazie nad łóżkiem).

Co tam, że zgaga, wzdęcia, wysypka...
Brak mięsa we krwi i organizm słaby?
Ja chcę być fit, zgrabna i gibka.
Już nigdy więcej nie zjem czekolady?!

Po tygodniu stwierdzę, ze z diety nic
Jak już tych roślin mnóstwo się nachapię.
Bo bez roszponki można jakoś żyć,
A bez słodyczy? Sorry. Nie potrafię.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

4x4 żywioły

Napisałam piosenkę o żywiołach, ale mam tylko słowa, bo nie mam instrumentu ani do instrumentów talentu. W pierwszej zwrotce jest o wodzie, potem refren, potem o ziemi, potem refren, później o powietrzu, potem referen, a na końcu o ogniu i już bez refrenu. :)

*wskazówka: słowa typu "drumbasów" czytamy tak jak napisałam.
Śpiewajcie! :)


W kalendarzu chińskim jestem Smokiem, choć na co dzień czuję się wołem,
Z podbitym okiem, złamanym kręgosłupem, pochylonym czołem,
Ale idącym pod prąd, lecz w zgodzie z żywiołem.
Niejednym. Są ich cztery, choć czuję, że nawet czasami więcej?

Jednym z nich jest woda, która codziennie obmywa moje ręce.
Mawiał Heraklit „panta rhei” – i ja się z nim zgadzam,
Wszystko płynie, cały ten syf a w nim my - brudni jak sadza.
Pomyśl: obojętnie co cię brudzi, pozwól sobie być i żyć.
A plamę na honorze, słowem "przepraszam” postaraj się zmyć.

WODA z mózgu, OGIEŃ w sercu, a WIATR hula mi w sakiewce,
Ale tak jest dobrze i, na litość boską, zmieniać tego nie chcę.
I ZIEMIA pod stopami, po której kroczę, by zdobywać i kochać,
Bo przecież stać w miejscu to tak samo jak się cofać.

Toruń, Gdynia, Gdańsk  – czy to moja obiecana ziemia?
Nikt nic nie obiecał, czas pokaże, jednej odpowiedzi nie ma.
Wystarczy odrobina zrozumienia. Mam otwarte oczy,
Bardziej niż na bogatym zachodzie, wolę znaleźć się na północy.
I tam kroczyć. Choć czuję, jak ucieka mi ona spod stóp,
Myślę: „leć do przodu, nie myśl dużo, lepiej rób”

WODA z mózgu, OGIEŃ w sercu, a WIATR hula mi w sakiewce,
Ale tak jest dobrze i, na litość boską, zmieniać tego nie chcę.
I ZIEMIA pod stopami, po której kroczę, by zdobywać i kochać,
Bo przecież stać w miejscu to tak samo jak się cofać.

Innym razem siedzę w fotelu, przejeżdżam kolejne kilometry,
Raczej spokojnie, choć czasem z kwitkiem od policji, byle do mety.
Otwieram okno, zanieczyszczeniami się napajam,
Zanieczyszczam swoje płuca Lucky Strike`m od zeszłego maja.
Potem wyskakuję na osiedle, wciągając białe reeboki.
Powiesz, że horyzont jest daleko? Dla mnie on po prostu jest szeroki.

WODA z mózgu, OGIEŃ w sercu, a WIATR hula mi w sakiewce,
Ale tak jest dobrze i, na litość boską, zmieniać tego nie chcę.
I ZIEMIA pod stopami, po której kroczę, by zdobywać i kochać,
Bo przecież stać w miejscu to tak samo jak się cofać.

Nie śledzę Eurosportu (nawet nie wiem czy mam ten kanał)
Gdyby ktoś usłyszał „wygrali w czwartej tercji” to by się załamał.
Nie mam wejściówek na Motoarenę i nie interesuję się piłką,
Mimo to od testosteronu czasem boli mnie głowa i nie tylko…
To przez ogień w sercu i świadomość uciekającego czasu,
Który uruchamia się po otwarciu oczu i pulsuje w rytmie drumbasów.
Wstawaj z myślą, którą ma w głowie zawodnik w szatni,
Że każdy dzień to mecz, a ten właśnie może być Twój ostatni.

środa, 11 listopada 2015

Piątek trzynastego. I co z tego?

Wstałam z łóżka LEWĄ NOGĄ,
Dziś jest piątek trzynastego.
Dobre duchy mi pomogą 
Nie mieć pecha? Ech, nic z tego:

W kuchni stoję już zaspana.
Gdy do stołu wnet zasiadłam,
SÓL spożywcza ROZSYPANA!
Przeraziłam się. Nie zjadłam.

Bo szykując się do wyjścia 
Mając też energii mnóstwo,
Zamachnęłam się niechcący 
I ROZBIŁAM wielkie LUSTRO!

Szłam spacerem z dobrą miną,
A tu CZARNY KOT przeprysnął!
Jakiś remont, więc sru! POD DRABINĄ,
A tam ZAKONNICA! (niech drzwi mnie ścisną!)

W końcu stoję u wielkiego wejścia 
Do urzędu pewnego (aż mną telepie…)
Tutaj na pewno znajdę więcej szczęścia! 
Odtąd może być już tylko lepiej!

Pobieram numerek, a Pani mówi: „przerwa”,
Wstaje, wychodzi. Warczy jak silnik widlasty..
No nie wytrzymam! Utonę w tych nerwach!
Patrzę na karteczkę: aha… mam numer trzynasty..